piątek, 25 grudnia 2009

24.12.2009 Prezenty dla LRa

Pod choinkowe drzewko gwiazdor podrzucił coś do disco. Bardzo ładne uchwyty na kubeczki (Cup Holder) do montażu na tunel. Niestety przeznaczone są do D2 lub 300Tdi (wyższe krawędzie tunelu), ale po szybkim procesie dostosowani i znalezieniu optymalnego miejsca zostają zamontowane. Wreszcie jest gdzie trzymać kubki z kawą w czasie podróży :)

Przykręca się uchyt na 2 śrubki, w przypadku 200Tdi ze skrzynią ręczną wymaga montażu na środku otworu od skrzyni biegów, dodatkowo trzeba użyć dźwigni od 300Tdi lub wyprostować ja. Inaczej nie będzie można wrzucić wstecznego lub 5 biegu!

czwartek, 26 listopada 2009

Warsztat 25.11.2009 (nowe lampy przednie)

Zdruzgotany brakiem dostatecznego komfortu poruszania się po zmierzchu poszedłem za radą mądrzejszych i zakupiłem nowe lampy główne. Sztuka po 145zł, nowy odbłyśnik i czyste szkło miały gwarantować lepszą widoczność. Tak też się stało, nastała jasność, choć zadowolenie było tylko na 50%. Coś mi jeszcze brakowało, ale zrzuciłem to na kark starej technologii oświetleniowej i małych kloszy. Brzmiało to logicznie.


PRZEBIEG: 267420km

środa, 4 listopada 2009

Warsztat 3.11.2009 (łożyska dyfra)

Brak wyjazdów powiał nudom, więc można brać się za sprawy jeszcze niedokończone. Czyli wymiany, remonty i usprawnianie auta. Coś zaczęło się odzywać w tylnym mości, lekkie buczenie przy 40km/h, szybciej niknie, wolniej też. Podejrzenie padło na łożyska gruchy. Skoro tak to wymieniamy na nowe wszystkie wnętrzności, które trzeba zmienić. Z mniej planowanych doszedł wydech, który odpadł na test drivie, a dokładnie dyndał radośnie pod samochodem. Stan kół zębatych był dobry więc wymieniliśmy tylko łożyska, oraz potem zostało wycentrowane koło odbierające:


  • Tłumik środkowy NTC6791
  • Łożysko satelity 2szt RTC3095
  • Łożysko ataku duże 539706
  • Łożysko ataku małe 539707
  • Flansza z simeringiem STC3722
  • Uszczelka półosi 571752
  • Uszczelka papierowa gruchy 7316
  • Nowy olej do mostów
  • i 5,5 roboczo godziny serwisu







PRZEBIEG: 266740km

środa, 30 września 2009

Warsztat 29.09.2009 (końcówka drążka)

DNP skończone, Disco wróciło czyli pora wymienić i naprawić co popsute. Końcówka drążka wymieniona na nową typu HD (50zł), do tego kupiłem na zapas 2 krzyżaki GKN standardowe U110 (po 45zł szt). Urwane ucho z amortyzatora zostało przyspawane na swoje miejsce. Zakupiłem też z secend hendów "nowy" kierunkowskaz, który postanowił się gdzieś w lesie połamać. Wraz ze skracającym się dniem zaczęła mi doskwierać ciemność przed maską więc zostały wymienione żarówki główne na OSRAM night breakery, które miały dać +90% światła więcej. Efekt jednak nie był aż tak piorunujący :(

PRZEBIEG 266 608km

poniedziałek, 28 września 2009

DNP Szczecinek 26.09.2009

DNP czyli Dzieciaki Na Paki. Tym razem akcja dla dzieciaków ze Szczecinka, auto uruchomione, Barnaba namówiony więc w piątek wieczór wyjazd w dwa disco na tamę do Bornego. Tam nocleg by rano pojechać do Szczecinka. Wieczór upłynął pod znakiem dopinania wszystkiego na ostatni guzik czyli poprawki roadbooków i szykowanie pakietów startowych. Prace zakończone koło 2 w nocy. Szybkie spanie i rano pobudka całego towarzystwa, śniadania w podgrupach i jazda do Szczecinka. Ponieważ czasu było mniej niż planowaliśmy jazda na skróty przez brud i dalej do dzieciaków ile fabryka dała. 

Dzieciaki czekały na nasz przyjazd o 10 na palcu tak jak to było uzgodnione przez Chimka z dyrektorka ośrodka. Szybkie losowanie załóg i rozdanie pakietów startowych (koszulki, jedzenie, roadbooki, zestawy przydasiek) i odliczanie. Załogi startowały z opóźnieniem, żeby każdy jechał jak najbardziej indywidualnie. Pierwsze kilometry to kluczenie po ulicach Szczecinka, potem już tylko szutrówki i drogi leśne. Na trasie było dużo zadań specjalnych jak np. jazda z zamkniętymi oczami po slalomie dzięki nawigacji pilota przez CB z "orlego gniazda". Ważna była tu komunikacja miedzy pilotem i kierowcą oraz zdecydowanie podejmowanych decyzji. Slalom kończył się słupkiem z kubeczkiem wody, który należało tylko dotknąć. U mnie w samochodzie okazało się, że na dojeździe do tego zadania urwałem gdzieś amortyzator. Wiec w oczekiwaniu na swoją kolejkę zająłem się demontażem zbędnego już wyposażenia. 

Zakończenie dnia zmagań na trasie off-roadowej miało miejsce w bardzo sympatycznej agroturystyce z konikami na wybiegu. Oczywiście była to rywalizacja sportowa więc skład sędziowski podliczył punkty i ogłosił zwycięzców. Dzieciaki otrzymały siateczki z zabawkami i różnymi pomocami naukowymi oraz dyplomy (każdy otrzymał taka pamiątkę). Natomiast dla kierowców 3 najlepszych załóg czekały jeszcze wspaniałe trofea robione na zamówienie przez tatę Chimka. Zdobywcy byli bardzo dumni z osiągniętych wyników.  Dzień się kończył więc miły gwar i słodkie już lenistwo zakłócił jeszcze mniej przyjemny moment odwiezienia całej tej gawiedzi do domu dziecka. Czułe pożegnania i do zobaczenia znowu na wiosnę.

My jeszcze się spotkaliśmy przy ognisku by odpocząć, pogadać troszkę i ponaprawiać nasze LR-y (w sensie mentalnym). Rano pobudka wczesnym przedpołudniem śniadanko z ogniska ogarniecie terenu i zebranie się do wyjazdu, wczesna jesień jednak zatrzymała nas jeszcze na chwile i kazała dopingować SkinMara w montażu osłony drążków, którą dostarczył Karol 55555. Było sporo uciechy ponieważ odwrotnie został wycięty napise 5x5.

Powrót do Poznania minął dość spokojnie, choć brak tylnego amortyzatora dawał się lekko we znaki. Było to odczuwalne zwłaszcza na szybciej pokonywanych przejazdach kolejowych. W drodze jeszcze odkryliśmy luz na końcówce drążka kierowniczego co było bardziej stresujące niż brak amortyzatora, a raczej posiadanie go bagażniku.

piątek, 28 sierpnia 2009

Naprawy po wakacyjne 27.08.2009 (chłodnica i konserwcja podłogi)

Szczęśliwy powrót z wakacji zaczęliśmy od zamówienia chłodnicy. Początkowo miałem samemu zamawiać z Anglii ale mój serwis zaoferował tak korzystną cenę, że scedowałem to na nich. Land Serwis miał chłodnicę w Krakowie w cenie 1249zł, w Anglii kosztowała około 100 Funtów + wysyłka co dawało kwotę około 700zł. SST sprzedało mi ją za całe 720zł. Ale czas oczekiwania około 2 tygodni. Co zrobić z tym czasem? Jak co, wykorzystać przestój i zrobić to na co nie było wcześniej czasu lub chęci.

Zabrałem się od wypatroszenia z auta chłodnicy i przyjrzenia się jej dokładniej. Umycie i przesuszeni sprężonym powietrzem spowodowało zniknięcie większości lamelek na środku co świadczy o złym stanie ogniwa. O tym, że aspiruje do wymiany wiedziałem już wcześniej, ale jak to się mówi mamy czas.
Nowa chłodnica w drodze więc tym czasem patroszenia ciąg dalszy czyli wszystkie dywaniki i gąbki out. Podłoga w dziale pasażerskim była w dobrym stanie, tylko w kilu miejscach jakieś purchawki i troszkę r rdzy w nogach pasażera. 

Po usunięciu brudów podłoga została zagruntowana. Mniej wesoło było w bagażniku czyli ulubionym miejscu rudej. Tam dziury wielkości pięści, co wreszcie tłumaczyło wszechobecne tumany kurzu na polnych drogach w bagażniku. Podłogę musiałem wyciąć i przygotować całość do wspawania nowej. Decyzja padła na zrobienie wnętrza, nie na oryginalnej podłodze tylko na dorobionej na zamówienie blachy ryflowanej. Zamówienie poszło, blacha ALU ryfel 2,5mm z przegięciami dla wzmocnienia i usztywnienia. Wyoblarz modził co miał, a my robiliśmy dalej  swoje czyli montaż obniżonych mocowań amortyzatorów i dyslokatorów, które udało się wykonać przed wakacjami. Bagażnik czyli tzw. skrzydełka zostały wyspane na wymiar pod zamówiony ryfel. 

Po spawaniu zabezpieczone zostało całe wnętrze podwójną warstwą baranka. W czasie suszenia montaż dyslokatorów, mocowań i obniżonych odbojów. Auto złożone do kupy i mimo przemyśleń wróciły na swoje miejsce gąbki. Owszem chłoną wilgoć, ale wygłuszają co jest cenione w wyprawowym samochodzie. Raz lub dwa razy do roku można jak co wyjąć ją i przesuszyć.





Montaż obniżonych mocowań nie jest trudny, warto jednak posiadać klucz pneumatyczny bo śruby są długie i lekko zapieczone. Taka zabawka zdecydowanie przyśpiesza demontaż i montaż. Dyslokatory to wersja BETA więc troszkę zajął montaż ale bez większych oporów, poprawa odbojów też nie była problematyczna bo zostały obniżone na profilu stalowym o 5cm. Można kupić nowe z PU ale cena jest dość wygórowana, a tak można stosować nadal tanie standardy. Po takiej małej zmianie zdolności wykrzyży jeszcze bardziej się polepszyły i w pakiecie z wahaczami robi cudownie.


Po 10 dniach przyszła wreszcie nowa chłodnica, została odebrana wraz z nowym termostatem i czujnikiem temperatury, który jak się okazało był wadliwy i prawdopodobnie on też się przyczynił do wybuchu chłodnicy. W mojej głowie kołatał się jednak jeszcze jeden szalony pomysł, a mianowicie bodylift. Naczytałem się troszkę o łatwości wykonania, jak i dość dużej skuteczności rozwiązania prostego i taniego systemu krążków hokejowych, które mają wysokość 25mm dość dużą powierzchnie, są tanie i nierdzewne. Zakupiłem 10 hokejów po 5zł szt, nawierciłem otwory fi 10mm i przystąpiłem do odkręcania budy od ramy. Operacja dość karkołomna bo śruby po 15 latach współpracowały opornie ale powoli do przodu. Po odkręceniu wszystkich i po poluzowaniu drążka na wieloklinie łączącego przekładnie kierowniczą z kierownicą zaczęła się akcja unoszenia jednej strony. Szybkie wsadzenie krążków i gumek amortyzujących oraz nowych śrub. Po lekkim skręceniu podnoszenie drugiej strony i to samo. Buda stała już 1 cal wyżej. Operacja odkręcania i podnoszenia zajęła w sumie jakieś 6 godzin. Teraz już tylko wszystko skręcić ze sobą.

Chłodnica zamontowana, płyn wlany cały nowy, ale dalej brak podłogi w bagażniku a zbliża się weekend i Dzieciaki Na Paki w Szczecinku, z których nie mogę sie wycofać na dzień przed. Rada w radę i montowana na szybko płyta OSB 25mm (bo taka była na miejscu) docinana na wymiar. Efekt piorunująco skuteczny, nawet za radami życzliwych kolegów rozważałem montaż parkietu dębowego i full opcje z lakierem błyszczącym. Auto gotowe do wyjazdu na rajd dla dzieciaków z domu dziecka w Szczecinku...

niedziela, 16 sierpnia 2009

Wakacje' 2009

Wakacje 2009 zaczęły się BLRM'em, a potem miły małą przerwę do sierpnia. Przerwa była spowodowana wyjazdem Irminy do Bratysławy w związku z projektem wymiany studentów medycyny z całego Świata. Plan był taki, że ja 1 sierpnia zjawiam się w Bratysławie, którą zwiedzamy, a następnie przenosimy się do Wiednia, a dalej to zobaczymy jak wyjdzie. Przed wyjazdem szybki przegląd i ostanie poprawki jak wymiana choćby wymiana uszczelki kapy zaworowej (27.09.2009 260 653km)

Hrad Devin
Wyjazd późno nocny lub wczesno ranny (jak kto woli), trasa dość długa ale bez przesady. Ruszyłem z pod domu koło 2.30 miałem do przemierzenia prawie 700km. Początek trasy był lekki miły i przyjemny bo około 6 rano opuszczałem Polskę. Jak się okazało to był dopiero początek przygód. Zaraz za granicą okazało się, że jest objazd w Zlatych Horach i trzeba inaczej pojechać, w tym samym czasie postanowiła zwieść nawigacja. Jednak harcerskie umiejętności i wyczucie pozwoliły przejechać przez Czechy aż do granicy Słowackiej w Skalicy. Od Skalicy pięknymi bocznymi drogami zmierzałem do celu. Droga przez Czechy i Słowację się dość mocno dłużyła ze względu na ogromny upał, który w aucie bez klimatyzacji dał się we znaki. Udało się dojechać na miejscu spotkania (Zamek Devin) byłe już o 13, tam na nas (na mnie i disco) czekała Irmina.

Widok na Dunaj z zamku Devin
UFO nad Dunajem
Zwiedziliśmy sobie Hrad Devin,z którego jest przepiękny widok na modry Dunaj. Dojazd do akademików, w których mieliśmy nocleg był dość łatwy i przyjemy. Tam zostawiliśmy auto by na starówkę wybrać się już pieszo. Sama starówka jest bardzo ładna i ma wiele odnowionych budynków. Oczywiście z częścią wiążą się jakieś opowieści ale trudno to wszystko spamiętać, więc zainteresowanych odsyłam do stosownych przewodników. Na koniec wybraliśmy się do statku ufo, który wisi nad Dunajem. Jest to ogromy talerz, który swym wyglądem przypomina schronisko na Śnieżce, a jest to nic innego jak punkt widokowy i restauracja w bardzo oryginalnej scenerii. Wrażenie robi już sam wjazd windą, która z dość dziarską prędkością (3m/s) wywozi nas na piętro restauracji (85m nad ziemię). Z piętra restauracji pokonując jeszcze "parę" stopni wychodzimy na punkt widokowy z którego widać okolice w promieniu 100km. Zwiedzanie niestety jest płatne ale warte swej ceny (5euro osoba dorosła). Dzień zakończyliśmy długą i silną burzą. Następne 2 dni mamy spędzić w Wiedniu. 
Wiatr we włosach na Dunaju
Ja po całym dniu podróży dobitnie przedstawiam niechęć i bezsensowność jazdy samochodem (mam dość upałów i siedzenia na tyłki) więc wybieramy środek alternatywnej podróży czyli statkiem po Dunaju z centru Bratysławy do centrum Wiednia. Okazało się tylko, że mamy mało czasu by zdążyć bo statek odpływa za chwilę. Pośpiech jak się okazało był zbędny bo pierwszy odpłyną, a do drugiego mieliśmy jeszcze godzinę czasu. Bilet to koszt 18 euro ale płynie się około 2 godzin, a statek cumuje w samym centrum Wiednia więc się opłaca. Podróż mijała cudownie z wiatrem we włosach i jak się okazało wzdłuż koryta było widać pozostałości po nocnej walce przyrody. Dużo połamanych drzew, płynące konary i bardzo nieatrakcyjny brudnawy kolor rzeki.

Szkoła Hiszpańska
Wiedeń nas urzekł pogodą i mnogością zabytków, które były na wyciągnięcie ręki. Za każdym rogiem skrywał się kawałek historii. Zwiedzaliśmy kościoły, parki i place. Najbardziej zapadło nam w pamięci zwiedzanie Katedry św. Szczepana, Hofburg, Opera Wideńska i na koniec zwiedzania Prater, w który spędziliśmy dłuższą chwilę. Na koniec dnia mieliśmy zaplanowane spotkanie z rodziną, która mieszka w Wiedniu. Zabrali nas do ciekawej restauracji (Vapiano), w której na wstępie pobiera się kartę, która jest elektronicznym nośnikiem tego co zamawiamy. Ciekawostką jest też to, że jeżeli zamówi się pizzę otrzymujesz pilota, który zadzwoni jak Twoja pizza będzie do odbioru. Oczywiście postanowiliśmy sprawdzić wszystkie polecane dania i były naprawdę smaczne. Wychodzą oddaje się karty i przychodzi moment płacenia, który nie jest wielce bolesny bo ceny zbliżone do polskich (na 4 osoby z jedzeniem i napitkami wyszło około 30 euro czyli jakieś 120zł).

Schönbrunn widziany od ogrodów
Dzień 2 był też dość żwawy, bo mieliśmy w planie zwiedzić Pałac Belweder i Pałac Schönbrunn do którego trzeba było dojechać jakieś 30 minut metrem. Schönbrunn to przepiękny pałac i jeszcze piękniejszy ogród. Spędzić można by tam cały dzień, jednak my tyle czasu nie mieliśmy. Mimo "szybkiego" zwiedzania i tak nam zajęło to z 4 godziny. W samym pałacu mamy dostępne 2 trasy turystyczne, które pokonujemy z osobistym przewodnikiem. Wraz z biletem otrzymujemy odtwarzacz na którym mamy nagraną trasę z opisem każdej komnaty. Oczywiście są do wyboru różne języki (m. in. Polski). 
Tajemniczy ogród Schönbrunn
Taki system pozwala na zwiedzanie każdemu w jego tempie i poświęcenie tyle uwagi ile uważa za stosowne.
W drodze powrotnej między przystankiem metra, dworcem kolejowym zwiedziliśmy Belweder, a dokładnie jego park, który jest bardzo ciekawie ułożony i zadbany w najmniejszych detalach. Czas jednak nie jest z gumy i musieliśmy pędzić dalej by zdążyć na pociąg do Bratysławy. Tu warto zwrócić uwagę, że pociąg osobowy przed odjazdem został nawiedzony przez grupę sprzątającą i został przystosowany do jazdy. Mimo krótkiej trasy bo około 80km została umyta podłoga i uzupełniono zapasy w toalecie w to wszystko co było potrzeba. Pierwszy raz spotkałem się z pachnącym pociągiem. Powrót pociągiem to koszt 14 euro, więc dużo taniej niż stateczkiem nie jest.

Z Bratysławy po wyprowadzeniu się z pokoju ruszyliśmy w kierunku Zakopanego gdzie byliśmy umówieni na spotkanie z moim bratem, a dodatkowo dawno nie byliśmy w Tatrach. Wyjazd z Bratysławy rozpoczęliśmy od zakupów w najbardziej potrzebne produkty jak lentilki, Cofolę, czekolady studenckie i inne przysmaki. Ponieważ chcieliśmy jeszcze pozwiedzać jechaliśmy "turystyczną" trasa przez Słowację czyli Trnava i Nove Mesto nad Vahom. Jednak średnio ją polecamy, ponieważ miejscowości z zabytkami są średnio oznaczone, a bardzo spowalnia to podróż bo jest dużo kontroli radarowych. Po przejechanych w ten sposób 200km postanowiłem dalej ciągnąć autostradą, tym bardziej że dzień się kończył a nam zostało jeszcze sporo kilometrów, które kończyły się przejazdem przez góry. Dolny Kubin mijaliśmy z widokiem zachodzącego słońca za kolejnym Hradem na trasie. Do Chochołowa wjechaliśmy już bardzo późnym wieczorem. Tu okazało się, że droga przez Kościelisko jest zamknięta przez zwalony most. Nam udało się to pokonać małym off-roadem i dotrzeć do gaździny przed północą.

Z Giewontem w tle
Zakopane przywitało nas dość optymistyczną pogodą tzn. widać Giewont. Pierwszy dzień wykorzystaliśmy na odespanie podróży i zwiedzania Wiednia. Cały dzień snuliśmy się po Krupówkach i wjechaliśmy na Gubałówkę. Czyli to co robią prawdziwi turyści. Wieczór spędziliśmy w karczmie góralskiej z kapelą. Zjadając pysznego pstrągi pijąc bardzo smaczne piwo. Następnego dnia znowu przywitał na Giewont. Skoro go widać to idziemy w góry na wycieczkę. Spakowaliśmy plecak i przez dolinę Strążyską podeszliśmy pod Giewont szlakiem czerwonym. Godzinne oczekiwanie na wejście zachęciło nas do pójścia dalej czyli na Kopę Kondracką. Dalej przez Upłaz do schroniska w Dolinie Kondrackiej. Tam tradycyjnie bigos, herbata i dalej do Zakopanego przez Kuźnice. Wieczór spędziliśmy też na mieście ale już bez góralskie kapeli. Następny dzień był dniem odpoczynku i szwendania się po okolicach czyli Skocznie, Droga Pod Reglami i Dolina Białego. Wieczór to pakowanie i szykowanie się do wyjazdu bo chcemy jeszcze trochę się pokręcić czyli może zajrzeć jeszcze do Rzeszowa w odwiedziny do kuzyna, którego już dłuższy czas nie widziałem, bo na wschód jakoś rzadziej się zagląda.

Levoca
Rano zapakowaliśmy samochód, pożegnaliśmy się z gaździną i ruszyliśmy na Słowację. Tym razem w planie zwiedzanie Popradu, Levocy, Spiskiego Podhradu i tak żeby przez Starą Lubovnie dojechać do Piwnicznej-Zdroju. Trasa bardzo malownicza przez góry i małe Słowackie wioski. Poprad zliczylismy docelowo tylko w sprawach obiadowych bo żal było pięknego dna na miasto, wiedząc, że czeka Levoca. W Levocy zwiedziliśmy rynek, zobaczyliśmy renesansowy ratusz i gotycki kościół św. Jakuba. Zwiedziliśmy też kościół minortów tzw. gimnazjalny (wpuściła nas starsza Pani, która chwilę wcześniej odprawiła z kwitkiem Niemców. Jak usłyszała że jesteśmy z Polski pozwoliła zwiedzić, a na koniec opowiadała nam o Częstochowie). Na wyjeździ ze starego rynku zgarnąłem mandat bo jak się okazało był to rynek w formie ronda. Cóż POKUTA 25 euro, po jej uiszczeniu zrobiliśmy jeszcze rundę w koło pięknych starych murów miejskich. 


Spiski Hrad
Levoce opuszczaliśmy w średnio dobrym nastroju, bo było dość drogie zwiedzanie tych zabytków :), dale jadąc podziwialiśmy grające w słońcu pola, z których wyrósł nam Spiski Hrad. Piękne ruiny zamku, ale jak się okazało już zamknięte dla zwiedzających więc podziwialiśmy sobie z oddali. Przelot do Piwnicznej opracowałem na skróty przez góry. Trasa była bardzo fajna bo spotkaliśmy tylko jeden samochód a zyskaliśmy ponad 50km objazdu głównymi drogami. W piwnicznej byliśmy pod wieczór, zrobiliśmy zakupy i zaczęliśmy szukać noclegu. Pamiętałem bardzo przyjemną Agroturystykę w Wierchomli, ale to była przeszłość. Z domu, w którym wypiekano chleb i smażono pstrągi powstał dziwny dwór motelu, który mocno odbiegał od tego co pamiętałem. Została tylko drewniana ława przed. Postanowiliśmy poszukać szczęścia po drugiej stronie doliny i tak znaleźliśmy bardzo miła agroturystykę w Kosarzyskach. Na samej górze w jednym z ostatnich domów znaleźliśmy bardzo przyjemny pokoik z łazienką, TV i wszystkim tym co było nam potrzebne do szczęścia. Cena bardzo przystępna wiec tym lepiej (30zł osobo/doba). Dodatkowo mogliśmy zostawić samochód na dwa dni wędrówki po górach za free. 

Przy wieży widokowej na Radziejowej
Beskid Sądecki przywitał nas idealną pogodą. Słońce ale umiarkowana temperatura zapraszał na wędrówkę. Plan był bardzo odpoczynkowy czyli poszliśmy na Radziejową, a potem w celu odcięcia się od świata do Chatki pod Niemcową. Tam spędziliśmy wspaniały wieczór w kuchni z piecem opalanym drewnem, grając w jakąś dziwne gry zrobione przez opiekuna chaty. Czas mijał bardzo przyjemnie, tak przyjemnie, że rano postanowiłem iść po samochód bo okazało się, że można dość legalnie dojechać do niej. Skoro tak można to tym bardziej spodobał mi się pomysł małego off-raodu. Z rana poszliśmy co okazało się i tak dość sporą wyprą bo powrót po samochód zajął nam prawie 3 godzin. Pojechaliśmy po zakupy do Piwnicznej i na górę. Podjazd dość przyjemny bo szutrowa droga dość szybko wspinała się serpentynami.
Badanie co boli Disco
W pewnym momencie było już na tyle ostro, że w użycie poszedł reduktor. Tak piłując na zredukowanym 3 biegu jechaliśmy dalej, aż do momentu kiedy przed maską zrobiło się biało. Pomyślałem sobie tylko no do .... nędzy! Udało się znaleźć jakiś odjazd w bok i ustawić auto na płaskim by sprawdzić co się dzieje. Jak wyszedłem przed auto wszystko było jasne - chłodnicę szlak trafił. Myślenie co dalej bo w górę to już nie bardzo, w dół prędzej ale jak poważne są obrażenia. Rad nie rad poszedłem do schroniska po plecaki i z nimi do samochodu. Odnaleźliśmy strumień i po napełnieniu chłodnicy (8 z ok 11 litrów) popędziłem lekko na złamanie karku do Piwnicznej. Tam już tylko kilka telefonów i rad co zrobić żeby jechać dalej.

Wieczorny rest przy grillu
Nawet  był pomysł na przysłanie z LS w Krakowie nowej chłodnicy lub odebranie jej w drodze powrotnej. Stwierdziłem, że nie będę wbijał jajka albo ładował musztardy jako substancję uszczelniającą tylko pojedziemy i zobaczymy co będzie bo było już tez chłodniej. Auto na trasie grzało się w normie, tylko na ostrzejszych podjazdach i światłach troszkę bardziej, ale tak spokojnie i miarowo dotarliśmy na Jurę gdzie spędziliśmy nocleg na bardzo sympatycznym kempingu. Wieczór minął przy ognisku i grillowaniu. Tak emocjonujący dzień szybko zakończyliśmy w śpiworach.

Relaksująca kąpiel w Bałtyku na koniec
Następny dzień od rana rozpoczął się od obdukcji chłodnicy. Mala dziurka prawie na samym szczycie narobiła dość dużo bałaganu, ale po lekkim zaklepaniu się uszczelniła. Uzupełniłem płyn i dalej na zwiedzanie Parku Ojcowskiego później przez Piaskową Skałę, Maczugę na Śląsk skąd już droga nr 11 do Poznania. W Poznaniu wpadliśmy na pomysł, że jeszcze nie byliśmy nad morzem, więc mimo szczelnej chłodnicy inaczej wybraliśmy się nad Bałtyk.

Przejechaliśmy w sumie 3000km, średnia prędkość podróżna to było jakieś 60km/h z czego po autostradach Czeskich i Słowackich poruszałem się z prędkości około 100-110km/h. Zaskoczony byłem spalaniem ponieważ średnie spalanie wyszło 8,2l /100km co uważam za bardzo niski wynik, biorąc pod uwagę 32" koła, jazdę po autostradzie i górach, ale tak wychodziło z wyliczeń.


niedziela, 28 czerwca 2009

BLRM' 2009

BLRM czyli Baltic Land Rover Meating to takie małe spotkanie w Żelazie, gdzie po raz drugi spotykali się użytkownicy pojazdów z pod marki zielonego jaja. Zjazd dość między narodowy ponieważ oprócz polaków pojawili się Czesi, Słowacy, Niemcy a nawet Anglicy. Oprócz niekomercyjnych użytkowników pojawili się przedstawiciele 3 firm sprzedający części i akcesoria właśnie do Land Roverów. 
Miejsce to polana przygotowana na przyjecie gości, czyli wystrzyżona trawa, toalety i prysznice. Brak prądu miał tym razem swoje uroki. Zlot przebiegał pod hasłem "plan bez planu" czyli organizator zapewnił roadbooki na dwie trasy turystyczne oraz trasę trialową na której każdy mógł sprawdzić swoje zdolności jak i zdolności terenowe swojego dzielnego LR-a. Ponieważ był plan bez planu czas płyną sielankowo, wspólne śniadania, a potem wspólny wyjazd na zwiedzanie okolicy. My zaliczyliśmy przejazd rowerami do Rowów na pyszne gofry, a potem wypad na ruchome piaski do Łeby. 
Pogoda bardzo dopisywała co sprzyjało nocnym śpiewom i integracji przy ognisku. Dla nas czas płynął nieco szybciej bo już w sobotę wieczór musieliśmy wracać. Wyjazd Irminy na miesiąc do Bratysławy zbliżał się coraz bardziej bo był już w niedzielę. Z żalem serca spakowaliśmy się i ruszyliśmy do domu na skróty przez nadmorskie miejscowości. To był udany wyjazd bo spotkaliśmy ponownie naszych przyjaciół od zielonych jajek :)



Zdjęcia wykorzystane ze strony www.smoldzino.org i picasy Arturrra

niedziela, 17 maja 2009

Piknik pod wiszącym bunkrem - Wałcz 16.05.2009

Piknik pod wiszącym bunkrem to takie małe spotkanie plenerowe organizowane przez SST, Mirka od landrowerów.pl z Wałcza i LandKliniki. Pomysł zacny bo miejsce bardzo terenowe, znane z różnych Wałeckich przepraw. Wiszący bunkier to pozostałość po Pomorskim Wale Umocnionym, który w czasie wysadzanie się osunął i tak został do dziś. Bunkier mieści się w okolicach starej cegielni w Wałczu i tam właśnie na polanie spędziliśmy przedłużony weekend.
Zdjęcie Dzika pożyczone z Frick'a
Pogodna niestety średnio nastrajała do obozowania bo było chłodno, a do tego padał deszcz. Jednak dla off-roderów im gorzej tym lepiej, więc nocne jak i dzienne upalanie było bardzo widowiskowe. Dużo błota, strome zjazdy i podjazdy, które nie zawsze chciały puścić śmiałków. Wielu się musiało wycofywać lub winchować w bardziej przystępne miejsce. Wszystko w rodzinnej atmosferze pomocnych dłoni i samochodów gotowych do akcji. Nawet nocne manewry kończyły się budzeniem kogoś kto mógł pomóc, a naprawy na polu też nie były niczym szczególny. Jeden z przykładów to szybka konwersja poduszek na sprężyny w Disco
2 Mańka z Wrocławia, który uszkodził jedną z poduszek.
Na koniec urządziliśmy sobie niedzielną wycieczkę po okolicach czyli tour do Bornego Sulinowa, pech chciał, że po drodze trafiliśmy na wspaniały pas zieleni gdzie pędziliśmy tyralierą, aż zobaczyliśmy wierze kontrolną lotniska w Nadarzycach. Wiedzą, że to obiekt wojskowy postanowiliśmy zawrócić. 
Jadąc dalej spotkaliśmy jeszcze jedno auto ze zlotu, które też postanowiło zwiedzić okolicę i odszukać bazę gdzie trzymano rakietę ziemia-ziemia, oficjalnie nie była to rakieta z ładunkiem atomowy, ale pogłoski jednak są bardziej dementujące niż potwierdzające.

czwartek, 14 maja 2009

Warsztat po raz piąty 4.05.2009 (rozrząd, skrzynia+reduktor)

Minęło kilka miesięcy bez awaryjnie, jednak jadąc na majówkę do Szczecina zacząłem się dość poważnie zastanawiać na efektem wagonowym naszym disco. Każdy, kto poznał się trochę na LR wie, że skrzynie i reduktory po przekroczeniu 200 000km zaczynają dopominać się o regenerację. Ci, którzy słuchają wnętrzności swoich pojazdów robią to szybciej, inni na ogół dopiero jak samochód się zatrzyma bo coś strzeli na przekazaniu napędu ze skrzyni do reduktora. Koła zębate są osadzone na wałku skrzyni jedno i drugie na wałku reduktora. Montowane są na wieloklinie, który w wyniku lat, korozji ponieważ brak tam smarowania  i wielokrotności mikro uderzeń przy ruszaniu, zmienianiu biegów i innych tym podobnych działań powodowały jego utlenienie i powiązanie się ich na rdzę.

Jak wspomniałem już wcześniej, ja chciałem zrobić to dla swojego świętego spokoju bo rodziły się już plany wakacyjne i chęć posiadania sprawnego auta. Auto dostarczyłem do SST na początku maja tak by odebrać auto przed spotkaniem pod wiszącym bunkrem w Wałczu. Jest to dość spora naprawa i wiedziałem, że potrzeba trochę czasu więc przy okazji prosiłem o podstawowa regenerację alternatora (wymiana szczotek) i przeczyszczenie rozrusznika oraz wymianę całego rozrządu bo czas się zbliżał na niego bo ponoć wymieniany był przy 200 000km. Auto odebrałem 14 maja wieczorem z 2 stronami karty serwisowej, gdzie całości przepisywać nie będę ale w skrócie wyglądało to tak:
  • Wałek główny skrzyni biegów i reduktora
  • Synchronizatory skrzyni biegów
  • Łożyska skrzyni i reduktora  
  • Przesuwka reduktora
  • Koło zębate 1 biegu i wstecznego (w LT 77 jest wspólna)
  • Koło zębate 2 biegu
  • Rozrząd (pasek, koła pasowe i napinacz - części z oznaczeniem G)
  • Oleje skrzynia biegów i reduktor
  • Regeneracja wysprzęglika
  • Nowa pompa sprzęgła
  • Wzmocniona łapa sprzęgła
Cała naprawa to prawie 7000zł więc bolało dość znacznie, ale skrzynia pracuje bardzo przyjemnie, sprzęgło też jakoś tak sympatycznie. Dostałem też informację, że docisk i tarcza sprzęgła polatają wiec nie były wymieniane. W trakcie naprawy jednak mniej miłe informacje dotyczyły konieczności wymiany kół zębatych w skrzyni bo 1+R to koszt 1000zł + 2 bieg za jedyne 300zł, to był tai mniej przewidziany dodatek
PRZEBIEG 259009km 
Na koniec kilka zdjęć z akcji skrzynia...
Koło zębate 2 biegu i jego wyszczerbienia
Koło zębate 1 i R biegu z wyszczerbieniami
Sprzęgło widziane po demontażu skrzyni
Wszystko już na swoim miejscu, czyste i "pachnące"

wtorek, 10 marca 2009

Warsztat po raz czwarty 10.03.2009 (łożyska koła)

Skoro tuning zaliczony, kilometry leciały to coś musiało się wysypać. Któregoś dnia jakieś dziwne odgłosy zaczęły dobiegać z lewego przedniego koła. Rada, zajrzeć do serwisu bo dźwięk czasem jest, a czasem go nie ma więc niech zobaczą fachowcy. Jak fachowcy zobaczyli stwierdzili, że do wymiany są łożyska piasty, więc wymieniliśmy łożyska piasty, przy okazji uszczelniacze i łożyska zwrotnicy no i oczywiście smar w kuli. Zabawa za kolejne 400zł. Ale zrobiło się cicho :D
PRZEBIEG 254832km

poniedziałek, 9 lutego 2009

Tuning zawieszenia (EVO KIT) - 9.02.2009

Wahacze przednie
Auto ma już zrobiony lift, wymienione opony ale jeszcze czegoś brakowało. Auto miałem wrażenie, że jest spięte, tak jak by ktoś zawieszenie ściągną gumą. Prowadzenie było w normie, ale coś się działo nie tak jak bym chciał. Poszukując po sklepach i forach co można jeszcze usprawnić natrafiłem na wahacze o zmienionym kącie, który kompensuje kąty wahaczy po zamontowaniu liftu +2". W moim przypadku zmiana miała 3" ponieważ SunSeeker miał obniżone zawieszenie ze względu na użytkowanie po niemieckich autostradach. 


Wahacze tylne
 Po dłuższych poszukiwaniach trafiłem na firmę DADAR 4x4, która robiła ciekawe wyposażenie do LR. Jako zakup kontrolowany wynegocjowałem zniżki na produkty, które i tak były już w atrakcyjnych cenach. Np. osłona przednich drążków po 350zł z wysyłką, korzystając z tej okazji zamówiłem też wahacze HD ze zmieniona geometrią. Tył po 500zł (para), przód po 900zł (para) do tego tylne obniżone mocowania amortyzatorów i do tego dostałem GRATIS przednie wieżyczki obniżone. Do całości został zakupiony zestaw gumek z pliuretanu zwanych potocznie polibushami. Produkt ponoć dość przyzwoity BrtiParta, cena też miła o kompletny zestaw jedyne 350zł.

Dzięki nowym gumą montaż przebiegał bardzo sprawnie. Po zamontowaniu wahaczy i opuszczeniu auta wszytko wyglądało bez zmian. Więc jest dobrze, podnosimy go jeszcze raz żeby zobaczyć co się zmieniło. Pierwsze zdziwienie, że koła jakoś tak dłużej trzymają się ziemi, drugie to fakt, że zawieszenie na podnośniku opuszcza się swobodnie i mosty jakby zwisały swobodnie, wahacze zaś nie naginają zaś w podejrzany sposób gum mocujący wahacz z ramą. Jak się okazuje wahacze są też o około 5mm dłuższe czyli kompensują zmianę długości wahacza po jego oddaleniu od ramy.
Pierwszy test drive zaliczony bardzo pozytynie. Auto stało się płynniejsze, mniej spięte na asfalcie. W terenie zaś pięknie kola się kleją podłoża i lepiej działają na wykrzyżach. Zabrakło mi chwili czasu na montaż obniżonych mocowań amortyzatorów, co zostało do zrobienia na później, a już taka poprawa.

Dyslokator tylny
W związku z planowanym zwiększeniem zdolności terenowych został założony projekt DYSLOKATOR, ponieważ rynek miał drogie tylko produkty ) około 250zł para, postanowiłem tą część samemu zaprojektować i dać ślusarzowi do wykonania. Prościej było powiedzieć niż znaleźć kogoś kto się chciał tego podjąć. Ale udało się przez kolegę znaleźć firmę, która wycięła, pospawała i ocynkowała całość. Ja już miałem otrzymać gotowy produkt. Wszystko jednak trwało bardzo długo, a przynajmniej dłużej niż planowałem.

środa, 28 stycznia 2009

Nowe opony 28.01.2009

Nowe opony - długo się zastanawiałem na wyborem wpierw rodzaju AT czy MT, potem rozmiaru bo w głowie rodziły się różne pomysł od 245/75 przez 265/75 aż wreszcie wypadł rozmiar jedyny słuszny dla Disco 1 czyli 235/85 R16
Rozmiar chyba idealny bo jest dość mały wzrost spalania, auto ma zdecydowanie większy prześwit i nie jest bardzo zmulone. Różnica w końcu 3" względem oryginałów 230/70 r16. Dodatkowym plusem rozmiaru jest częstość używania przez innych czyli duża szansa na wyprawie jak coś się dzieje to znalezienie koła w tym samym rozmiarze, a nawet często i bieżnikiem jest możliwe.
Więc w przed dzień wyjazdu na Land Winter Ferie zamontowałem opony BFG AT 235/85 R16
Opony kupione w Nowax w dobrej cenie bo po 499zł szt.
 PRZEBIEG 252 092km

Rozmiar opon do disco można znaleźć na każdym forum, ale nigdzie nie ma podanej jednoznacznej odpowiedzi. Na ogół są to odpowiedzi w stylu TAK BO TAK. Chciałbym móc wytoczyć jakiś mądry wywód, ale go nie ma. Każdy szuka swojej drogi i ma swoje pomysły na ich realizację. Ja wybrałem taką drogę i uważam, że jest optymalna wcześniej były zamontowane opony uniwersalne 4x4 mischelina w rozmiarze 235/70 R16, testy robiłem taż dyskotek z kołami w rozmiarach (245/75 AT, 245/70 MT, 265/70 MT, 235/85 MT Simex) moim zdaniem 235/85 R16 jest dobra bo:
  • Spalanie rośnie minimalnie bo szerokość zostaje często taka sam lub troszkę większa
  • Wyższe koło = większy prześwit pod mostem - to już jest prawie 32"
  • Wymiar nie męczy zbyt mocno mostów i wałów, choć agresywny MT może to zmienić
  • Opona dzięki optymalnej szerokości poprawnie zachowuje się w koleinach na asfalcie
  • Auto nie wymaga zbyt dużo cięcia karoserii by opony nie obcierały (podcięcie tylnych nadkoli i wyregulowanie ograniczników skrętu na przedniej osi)
  • Wiele osób w disco ma ten rozmiar więc łatwo znaleźć coś na dojazd podczas wyprawy!

Wraszta po raz trzeci 28.01.2009 (nowe ramki szyb)

Jadąc w odwiedziny do SST na kawę okazało się, że mój przyjazd nie będzie bez sensu. W drodze na kawę na ulicy Naramowickiej po otwarciu okienka już nie można było go zamknąć :( - Powód skorodowana prowadnica szyby (taki dolny uchwyt) szyba wypadła z niego i się zblokowała, co ciekawsze w obu oknach przednich jednocześnie. Powodem jest kiepska uszczelka, która puszcza sporo wilgoci do wnętrza drzwi. Dojazd do serwisu z otwartymi oknami w deszczu był średnio przyjemny. Przeszczep nastąpił z angielskiego dawcy całych ramek i mechanizmów koszt 150zł
Przebieg 252 150