sobota, 14 maja 2011

DNP Carmel Toffee 14.05.2011

Carmel Toffee o już kolejna dla nas impreza z serii Dzieciaki Na Paki. Tym razem jednak z małą odmiana ponieważ akcja była organizowana dla dzieci z domu dziecka w Gościeszynie k/ Wolsztyna. W okolicę przyjechaliśmy już w piątek wieczorem i nocowaliśmy w Nowym Tomyślu u Karola. Cała ekipa zajęła dość dokładnie przydomowy ogródek i wesołym towarzystwie gotowała grochówkę na następny dzień. W sobotni poranek ruszyliśmy do Rakoniewic gdzie był punkt zborny dla wszystkich ekip. Przywitaliśmy się wszyscy, ci którzy potrzebowali uzupełnili paliwo i na komendę od Chimka ruszyliśmy do Gościeszyna.

Gościeszyn przywitał nas bardzo ciekawy pałacykiem, w którym to mieści się dom dziecka. Widać, że lata świetności są już troszkę za nim, ale i tak robi wrażenie wielkością oraz pięknymi terenami zielonymi. Wszystkie LR-y stanęły na środkowym dziedzińcu i tam każdy z kierowców oczekiwał swych pasażerów, którzy mieli z nami przemierzyć busz w ramach raju CT (zbieżność nazw nie jest przypadkowa). Trafiły nam się 3 przemiłe dziewczynki (Basia, Kasia i Sylwia),które usadowiły się w środku. Po otrzymaniu roadbooków dziewczynki otrzymały go w celu zapoznania się z tym co nas czeka,oraz jak się czyta te magiczne krateczki. Załogi zostały wypuszczane w kolejności numerków na RB, więc ruszyliśmy jako trzecia załoga tyle, że od końca.

Czytanie trasy wychodziło zadziwiająco łatwo, choć były miejsca zwątpień. Jak się okazało na mecie nie każdy jechał bez problemów. Na początku trasy spotkaliśmy poszukiwacza skarbów, który wręczył nam nitroglicerynę i poinformował nas by jechać ostrożnie. Na dalszych punktach napotkaliśmy jeszcze poszukiwacza przygód z suszoną wołowiną, murzyńską parę z zadaniem strzelania do balonów z plujki. Dalej przemierzając stepy i lasy dojechaliśmy do Anglików, gdzie zaliczyliśmy nadprogramową trasę toru off-roadowego, który bardzo nam się podoba. Anglicy zrobili nam tatuaże, pokazali dwururkę i serwisem herbaciany. 
Następną atrakcją na trasie było spotkanie z tubylcami, którzy gotowali z białego chłopca zupę. Jako, że byłem jedynym mężczyzną zostałem porwany i skazany na przypalenie. Po przetrwaniu próby ruszyliśmy w dalszą drogę. Na ostanich kilometrach spotkaliśmy jeszcze poszukiwacza diamentów, gdzie czekał nas slalom z zamkniętymi oczami. Na koniec jeszcze wizyta, u ornitologa i pełen gaz na metę bo cała załoga była już bardzo głodna, a tam miała czekać grochówka i grill z mięsiwem. Wpadliśmy na metę, a tam jeszcze pytania o filmy, w których akcja odbywała się w afryce oraz strzelanie z łuku do celu. Po wypełnieniu obowiązków rozsiedliśmy się wygodnie przy stołach i najedliśmy się do syta. Po zaspokojeniu głodu były gry w piłkę nożną, siatkówkę czy słodkie nic nierobienie. Komendant rajdu czyli Chimek po podliczeniu wyników przystąpił do ogłaszania zwycięzców. Miejsce trzecie przypadało dwóm załogom, gdzie ostateczne rozstrzygnięcie było na podstawie wiedzy o Land Roverach(np. jakimi pojazdami odbył się ostatni rajd Camel Trophy? A Wy wiecie!?). 

My zajęliśmy zaszczytne drugie miejsce, które było nagrodą za trud poszukiwania pieczątek oraz dobrze wykonania zadania specjalne. Dzięki wspaniałym dzieciakom czas szybko mijał i zbliżała się godzina powrotu. Na sam koniec zostały jeszcze przekazane dla całego ośrodka zabawki i przydatne przybory biurowe. Po zapakowaniu wszystkiego ruszyliśmy do Gościejewa. Tam jeszcze rzewne pożegnania bo załogi po całym dniu zżyły się dość mocno. Ale wszystko co dobre szybko się kończy :/

Kierowców rajdowych czekała jeszcze zwyczajowa biesiada ogniskowa na terenie bazy namiotowej oddalonej o parę kilometrów od Wolsztyna. Tam spędziliśmy noc pod namiotami, a rano z poranną mżawką zwinęliśmy obóz i po szybkiej herbacie z jakimś czymś na ząb ruszyliśmy w dość długa drogę do Szczecina przez Świebodzin by zobaczyć największy posąg w Polsce :)

czwartek, 12 maja 2011

Warsztat 12.05.2011 (zaciski i panhard)

Po długiej przerwie serwisowej dzięki jeżdżeniu służbowym autem wracam na tor napraw. Disco w związku ze ściąganiem i zbliżającym się terminem przeglądu pojechało do Długiej Gośliny. Zmiana oleju w silniku, filtrów oleju i powietrza i paliwa. Do tego wymiana gum w panhardzie, bo znowu pojawiły się znane już wibracje. Jeszcze kwestia ściągania pozostała do wyjaśnienia. Na test drive nie miało mocnych tendencji ale postanowili sprawdzić co się dzieje. Po demontażu przednich kół było wszystko jasne bo w prawym zacisku skończyły się klocki. Jednak problem był większy niż tylko wymiana. Tłoczki się zapiekły i to one powodowały ściąganie. Klocek zostawał przy tarczy i ściągało.

Ze względu na brak nowych tłoczków, zamontowane zostały nowe zaciski, które zamówiłem już trochę wcześniej. Po podliczeniu wyszło to nawet na plus finansowy. Zacisk sztuka to koszt 480zł (Lucas), czas montażu z odpowietrzeniem 1h (oba) czyli koszt 1000zł. W przypadku regeneracji to 8x40zł tłoczki (rdzewne) lub około 500zł komplet (Inox-ów). Plus 2 zestawy uszczelniaczy po kolejne 100zł za sztukę. Do tego jeszcze około 3-4 godzin pracy przy regeneracji. Wyszło by tylko 200zł mniej, o ile by nie było problemów. Do kompletu jeszcze zestaw nowych klocków na przód i tył... Teraz nawet zaczęły się blokować przednie koła i to na suchym asfalcie. Wcześniej były spowalniacze, teraz są hamulce.