sobota, 3 kwietnia 2010

LRHR w przygotowaniu czyli pierwszy kwartał 2010

Początek roku upływał dość spokojnie, choć wybuch był bo zostałem zmuszony do zmiany pracy. Te okoliczności jednak były nawet pozytywne bo mogłem się w 100% włączyć w organizowanie rajdu, który planowaliśmy przeprowadzić w połowie kwietnia. Okoliczności katastrofy w Smoleńsku odsunęły realizację jednak dopiero na wrzesień.


Styczeń - wyjazd na rozpoznanie obiektów w MRU i wyznaczenie atrakcji gdzie co będzie. Okolice Boryszyna były zaśnieżone więc jazda po leśnych ścieżkach było dość wolne, a czasem samochód jechał sobie tylko znaną drogą. Miło rozpoczęty dzień zakończyć się miał obiadem u Justyny i Paula. Range Rover jednak miał dla nas inne plany. Już na powrotnej drodze do asfaltu przy Kęszycy Leśnej zgasł. Sądziliśmy, że to może problem z automatyczną skrzynią. Odczekaliśmy trochę, przy próbie rozruchu brak chęci kręcenia. Efektem był smród spalonego rozrusznika. Oznaczało to, że dalszej jazdy o własnych siłach nie będzie! Po obdzwonieniu znajomych dowiedzieliśmy się, że najwcześniej będzie Karol 55555 ale to i tak około 17-18. Przed nami powstała wizja organizacji czasu na najbliższe 4 godziny. Po przeglądzie bagażnika okazało się, że nie mamy zapałek, siekiery i innych potrzebnych narzędzi. Potrzeba matką wynalazków, więc ognisko rozpaliliśmy na zwarciu kabla owiniętego w koło kartki papieru. Do znalezionej butelki zlaliśmy trochę ropy, a z gałęzi ułożyliśmy ognisko. Podlewając paląca się kartkę ropą udało się zrobić całkiem miłe ognisku, przy którym czekaliśmy na pomoc. Potem holowanie auta do Świebodzina i powrót późnym wieczorem do domu. Dobrze, że zabrałem zimową kurtkę:) - od tego czasu wożę zawsze mały niezbędnik ze scyzorykiem, krzesiwem+podpałka, latarka i folia NRC.

Marzec 1 - Po długim i śnieżnym lutym przyszedł czas na wznowienie prac rajdowych. Czyli kolejne objazdy trasy. RR P38 stał w serwisie z zatartymi tłokami i czekał na przeszczep nowego silnika. My tym czasem układaliśmy roadbook przemierzając setki kilometrów po MRU, tak by zaliczyć jak najmniej asfaltu. Czasem byliśmy w dwa, a czasem w trzy auta. Na początku straszyła nas jeszcze pogoda śniegiem, ale i to  miało swoje uroki.




Marzec 2 - Już do życia budziła się wiosna. Tym razem pojechaliśmy z niezależnym obserwatorem, by poznać opinię potencjalnego uczestnika. Trasa została bardzo pozytywnie odebrana, a po dodaniu opowieści o planowanych atrakcja zaostrzyło apetyt na udział. Trasa zrobiła się bardziej błotna bo śniegu było wcześniej sporo. Wraz z ilością błota wzrosła trudność i widowiskowość przejazdów. Bardzo nas to cieszyło bo wiedzieliśmy, że trasa nie może być zbyt łatwa. Cały czas tylko walczyliśmy z długością trasy bo oscylowała koło 120km, a z  tego 90% po szutrach i błotach.

Kwiecień - Wyjazd rekreacyjno sprawdzianowy tego co ułożyliśmy. Dodatkowo dobry powód by ruszyć się z domu w śmigus dyngus. Pogoda była bardzo przyjemna bo sucho i dość ciepło. Co jeszcze bardziej wpływało na chęć bycia na łonie natury. Trasa zrobiła się optymalnie błotnista, choć jedno miejsce zrobiło się, prawie nie przejezdne. Głębokie koleiny i miękkość zatrzymały mnie w 2/3 odcinka. Dzień zakończyliśmy kawą w Długiej Goślinie... i stwierdzeniem, że jesteśmy gotowi!