niedziela, 26 października 2008

LandKotlina' 2008



Jest Land Rover, jest i lecznica Land Roverów. Lecznica = Szpital = Klinika więc jest LANDKLINIKA To właśnie tam się leczymy, my kierowcy / właściciele z choroby psychicznej ale też są leczone są nasze samochody po przez stronę WWW. Trudno w to uwierzyć, ale to możliwe bo grupa pasjonatów lub wariatów, jak kto woli. Samo życie via komputer jednak już na nie wystarczało, więc padł pomysł spotkania się w terenie, ale nie takiego dla upalania, ale dla przyjemności i zwiedzania. Andziasss (sprawca zakupu naszego Disco) oznajmił, że organizuje wyjazd na weekend w góry ze znajomymi i czy miałbym ochotę pojechać. Odpowiedziałem, że z miła chęcią. W zamian za zapał otrzymałem w nagrodę pilota. Pilot czyli Arturrr to doświadczony jegomość, będący już na wyprawach w Maroku czy Chorwacji. Sporo się nauczyłem na tym wyjeździe od niego. Okazuje się, że każde auto terenowe wymaga ciut innego użytkowania - to była dobra nauka.

Wyjeżdżając z Poznania ruszyliśmy do Kotliny Kłodzkiej w 3 Land Rovery. Jechali Biali (Paweł i Asia), TW Maciuś (czyli Marek fotograf) i My. Droga mijała zaskakująco szybko i miło bo w 4 godziny dojechaliśmy przez Wrocław do wsi Spalona. Na miejscu czekała reszta załogi DŻI czyli Andziasss z Aniołkiem oraz LR Tomaszek, który przyjechał aż z Koszalina. W Piątek wieczorne polaków rozmowy, a w sobotę w trasę wycieczkową.

W planach było zwiedzenie umocnień po Czeskiej stronie granicy i zdobycie kliku Panzerwerków. Jak się okazało nie było to łatwe zajęcie ponieważ, założenie  było dokonania tego legalnymi drogami. Pomysł był troszkę zbyt ambitny jak się okazało w trakcie realizacji. Nas jednak fiasko zmobilizowało do znalezienia alternatywy więc pojechaliśmy do skalnego miasta w czeskim Adršpachu. Wycieczka była cudowna, bo przełom września i października wystraszył nadmiar turystów więc mogliśmy zwiedzać sobie spokojnie bez oddechu na plecach innych turystów.

Niedzielę rozpoczęliśmy od przejazdu starego traktu drogowego, a następnie kierowaliśmy się drogami bocznymi do Kłodzka. Z Kłodzka udaliśmy się dalej bocznymi drogami do Srebrnej góry by podziwiać stary wiadukt nad torami wąskotorówki, zobaczyć DON JOHNa czyli twierdzę górską z czasów Napoleona oraz zjeść pysznego pstrąga u zaprzyjaźnionego gospodarza Waldka, który także jeździ dyskoteką. Wszystko było wspaniałe: ludzie, widoki, jedzenie, wszystko. Ale o co dobre szybko się kończy więc by kończyło się wolniej drogę powrotną do Poznania "skróciliśmy" sobie przez Lubiąż gdzie wypiliśmy kawę w kawiarni znajdującej się w okolicach zespołu klasztornego Cystersów w Lubiążu. Ogromna budowla i stare drzewa straszyły lekko po zmroku, ale my i tak zwiedziliśmy przyklasztorny park. I tym sposobem na późny wieczór wylądowaliśmy w domach.



Z przygód samochodowo - serwisowych okazało się, że jest jakiś problem z blokadą. Kontrolka świeci, ale mechanizm nie działa tak jak powinien. Przyczyną były tulejki od linek Diff-Locka. Wymiana zajęła jakieś 30 minut, a koszt to było raptem 50zł z czego 40zł to roboczo półgodzina mechanika.